piątek, 24 czerwca 2011

planszówkowo

Wczoraj szczęśliwie udało się przeprowadzić przyzwoitej jakości wieczór planszówkowy. Wreszcie zagrałem w Primordial Soup i faktycznie było tak dobre, jak oczekiwałem. Świeże, bardzo euroeuro i ze sporą dozą humoru. Poza tym wtopiliśmy po całości w Shadows over Camelot. No było to urocze, bo grając we trzy osoby, dwie z nas wzajemnie oskarżały się o to, że są zdrajcami. Nie ma to jak duch drużyny :)

Prawdopodobnie jutro uda się też zagrać, tylko w mniejszym składzie (2 osoby). Pewnie będzie Eufrat i Tygrys, Making of the President albo Campaign Manager, chociaż kusi mnie żeby spróbować we dwóch Dominant Species.

Współczynnik "niegrania" dla moich tytułów do 26%. Ostro pracuję od początku roku, żeby był jak najniższy, ale do zakładanych na ten rok 5% będzie ciężko zejść, głównie dlatego że jakoś mało sesji się mi przytrafia. Kiedyś to graliśmy co tydzień, a teraz to tak co 3-4 (nie liczę grania z Młodym). Starzeje się :/

niedziela, 19 czerwca 2011

mąka: ux'owe olśnienie

Jakiś czas temu kupowałem mąkę i poczułem doznałem UXowego olśnienia. Nie to, żeby ta mąka była lepsza (znaczy może była, ale nie o to chodzi), chodzi o proces jej kupowania.

Do tej pory kupowanie mąki było dla mnie - jak by to ująć - mało przyjemne. Nie chodzi o to, że to jakoś boli, czy że jest to trudne. Chodzi o to, że nabywanie mąki kojarzyło się z ubrudzeniem się. Idzie człowiek, potem bierze kilogram mąki i (a) doznaje mało przyjemnego uczucia szorstkiego i zakurzonego papieru, (b) ma ubrudzone ręce a przynajmniej tak mu się wydaje, (c) wkłada mąkę do koszyka i wtedy następuje coś na kształt minieksplozji jądrowej - wszystko wokół jest uwalone na biało, (d) na koniec trzeba otrzepać z mąki ręce (najlepiej otrzepać, a potem delikatnie doczyścić o spodnie/koszulkę/chusteczkę jeśli jakaś jest. Ta sama procedura obowiązuje oczywiście przy wypakowywaniu się przy kasie, pakowania rzeczy do zabrania oraz wypakowywania/układania w domu.

Jakież było moje zdziwienie, kiedy jakiś tydzień temu wziąłem do ręki mąkę z półki i nic nie nie wydarzyło. Szok! Trzymałem w ręku mąkę (sprawdziłem), ale była one w foliowanym/lakierowanym papierze i nic się z niej nie sypało. Trzymałem ją i nie wierzyłem. To było jak olśnienie, że można inaczej. Nigdy się nie zastanawiałem nad tym, jak zrobić żeby przyjemniej obcować z mąką, aż tu nagle, po prawie 40 latach życia zostałem zaatakowany przez gładki papier i szczelne opakowanie. No mała rzecz, a cieszy.

wtorek, 14 czerwca 2011

Młody uczy się czytać

Chwilowo w nic nie gram, bo postanowiłem nauczyć Młodego czytać. To znaczy on czyta, ale tak pojedyncze wyrazy, ewentualnie bardzo krótkie zdania czy tytuły. No a pewnego poziomu nie przeskoczy w graniu, jeśli nie będzie potrafił przeczytać tekstu z karty. Osobną kwestią jest to, że te karty w większości są po angielsku, ale kij z tym - do tego daleko. Najpierw musi czytać.

Opornie to idzie. Przypomina mi się moja nauka rosyjskiego, gdzie - jak twierdziła nauczycielka - wyraz ma u mnie tyle akcentów ile sylab. Młody jak czyta, to zanim poskłada litery, to zapomina (a) początku wyrazu, (b) całej treści zdania. Jest to nawet zabawne, chociaż nieco przerażające. Od września idzie do szkoły i o ile się to nie zmieniło będzie musiał uczyć się głośnego czytania, a na chwilę obecną - kiepsko to widzę. No nic, pożyjemy - zobaczymy. Póki co przez 3 wieczory przeczytaliśmy 2 strony (a font tam jest spory, zaiste), cała książka to nam zabierze chyba z miesiąc ;)

BTW, dzisiaj mówię Młodemu żeby zaprosił gości na niedzielę na swoje imieniny, a on mnie pyta co dostanie na prezent. No to mówię mu, że prezent mam wybrany i kupiony, ale że to będzie niespodzianka i że chyba nie oczekuje, że mu teraz powiem co dostanie (a dostanie dodatki do Memoira ofc: front ruski, afrykański i dodatkową planszę), a on na to, że myśli że to będzie iPad. Szok po prostu :/

środa, 8 czerwca 2011

mgła w hiszpanii

No, no... Łapy kondominium niemiecko-rosyjskiego sięgają Hiszpanii. Spowodowały kolejną sztuczną mgłę i wypadek lotniczy. Na dodatek po telefonie Merkel, niemiecki pilot odleciał z miejsca zdarzenia (prawdopodobnie miał ruski sprzęt który robił tę mgłę). Wiadomo, że łapy maczał też w tym Zapater - komunista, ale jednocześnie dziedzic faszystowskiej tradycji. Tak, tak... kondominium rozciąga się na całą Europę...

A swoją drogą, to jest niesamowite. Chyba (szczerze) nie powinni Polakom dawać do ręki licencji lotniczych. To jak jakiś remake, tylko na mniejszą skalę. Jak się czyta, to nie można wręcz uwierzyć: mgła, obsługa mówi żeby nie lądować bo nie ma szans a rodacy leją na to ciepłym moczem ("jak to? że ja, kurwa, nie wyląduję?!") a potem są konsekwencje. To się wszystko naprawdę układa w spójną całość, tylko nie o spisku jak chce NSDAPiS, tylko o fundamentalnych błędach w szkoleniu lotniczym w RP. Nie wiem jak się szkoli, ale efekty są naprawdę takie sobie.

sobota, 4 czerwca 2011

Memoir raz jeszcze

Memoir okazał się przysłowiowym strzałem w 10. Dzisiaj graliśmy dwa razy, dalej w pierwszy scenariusz. Mimo że grywamy w wersję uproszczoną (czyli bez kart taktyki, tylko karty sekcji), to zabawa jest przednia.

O ile wcześniej mi ta gra zupełnie nie pasowała i na granie ze znajomymi była dla mnie za słaba (czytaj: szkoda było nam na nią czasu), o tyle z Młody jest rewelacyjna. Wprowadza nową mechanikę, nowe tematy i jest dla mnie wstępem do nauczenia Młodego Conflict of Heroes. Myślę że na CoH to tak powinienem się nastawiać gdzieś na początek przyszłego roku. Teraz będziemy grać w podstawkę M44, potem pewnie w dodatki, a po 7 urodzinach Młodego przyjdzie czas na coś poważniejszego.

BTW, dzisiaj po Memoirze przyszedł do mnie, żeby pograć jeszcze w K2. Pod koniec czerwca ma mieć imieniny (przenieśliśmy obchody w połowy miesiąca) i teraz żałuję, że kupiłem już Small Worlda... bo widzę, że idealnie podpasowałby jakiś dodatek do M44.

Dzisiaj chyba otworzę jeszcze zafoliowane Automobile. Za tydzień mam "dorosłe" granie i nie wiem czy się na samochodziki nie skuszę. A konkurencja będzie ostra, to pewnie Eufrat, standardowo Brass, Furstenfeld (który się ostatnio spodobał współgraczom) i K2 (które się spodobało bardzo autorowi niniejszego posta).

piątek, 3 czerwca 2011

Memoir 44

Po pierwszej partii jesteśmy. Mój Wehrmacht uległ Angolom. Młody się cieszy, gra mu się podoba, już chce grać następne partie, koniecznie z arty i czołgami.W połowie się cieszy, bo wygrał, ale chyba samo granie mu się podoba. Co ciekawe, kiedy przed grą urządzałem mu krótki rys historyczny ogólnie D-Day, a szczególnie Pegasus Bridge, w pewnym momencie powiedział "no dobra, ale możemy już grać?". Dziwne ;)

Wygląda na to,  że to udany prezent :)


środa, 1 czerwca 2011

leje

No i kurde leje. Dwa tygodnie było sucho. Tydzień temu wymyłem se rower, to tego samego dnia popołudniu lało i się uwalił. No to teraz wyczekałem, wyglądało że się pogoda wyklarowała, to sobie dzisiaj rano wymyłem, a potem - ryzykując wyrzucenie z roboty, bo w trakcie pracy ;) - nasmarowałem. SMAREM NA SUCHE WARUNKI. A teraz burza jest i uj wie ile jeszcze będzie lać. A tak cudownie cichutko jechał dzisiaj wymyty i wymyziany... Może do rana wyschnie, chociaż sądząc z odgłosu zza okna, nie zapowiada się na to.

poniedziałek, 30 maja 2011

wiesiek trudny jest :/

No chyba będę musiał zmienić poziom trudności w wieśku, bo nie idzie iść dalej. Teraz gram na trudnym i przechodzenie jednej walki przez 3 dni (a jeszcze nie przeszedłem!) staje się mocno uciążliwe. Ja mam spore zapasy cierpliwości, ale pomału zaczynam dochodzić do wniosku, że w tej grze chodzi jednak o fabułę, a obecnie zaczyna mi się ona gubić, bo zajmuję się głównie powtarzaniem fragmentów walk.

Na dodatek dowiedziałem się, że to co uważałem za szczyt trudności i wyrafinowania taktycznego, to nic, w stosunku do walk, które czekają mnie po wyjściu z zamku (gram póki co prolog). Więc chyba wystartuję od początku, bo jakoś nie wierzę, że dalej będzie mi łatwiej.

piątek, 20 maja 2011

w trakcie instalacji

Nie mam czasu praktycznie na nic. Odkąd Młody podrósł i chodzi później spać, mój dzień kończy się około 22:00. To co zostaje potem mam dla siebie (tzn. nie-dla-dzieci). Mogę wtedy na spokojnie porozmawiać z Żoną, przygotować się do wyjścia do roboty na drugi dzień, zrobić coś przy rowerze, pograć w czołgi, poczytać instrukcje do gier, pograć w coś samemu, poczytać, obejrzeć film... No żyć nie umierać.

Z tym że rano trzeba wstać około 6:00, więc nie za bardzo jest się kiedy wyspać. Pełny dramat. Chyba chcę na emeryturę. Może się do policji przeniosę, to wcześniej miałbym na nią szansę.

Od 45 minut instaluje się nowy wiesiek. Ciekawe ile jeszcze? :/

niedziela, 15 maja 2011

Tygrys i Eufrat wzięte

Alleluja, chwalmy Pana. Po - jeśli dobrze liczę - 6 latach zbierania się, zagrałem w Tigris & Euphrates. Stało się :) Teraz pozostał tylko żal, że do tej pory nie grałem w to wcześniej. Wczorajsza partia była dwuosobowa, ale gra i tak pokazał pazur. Bardzo fajna, bardzo dynamiczna i z ogromną interakcją. Idealnie się trafiło. Kwintesencja eurogry.

Planowałem w TiE grać z Młodym, ale po pierwszej partii mam wrażenie, że to może być dla niego tytuł zbyt abstrakcyjny. Tak czy owak, kiedy dzisiaj dzielił elementy (żeby nie marnować czasu na sesjach, po grze zgarniam wszystko do pudełka, a następnego dnia Młody dzieli całość) trochę mu o grze opowiedziałem. Pilnowałem się jednak, żeby nie zacząć mu wykładać kolejnego tytułu, skoro na Dzień Dziecka dostanie Memoir'44 a na imieniny (połowa czerwca) - Small World.

poniedziałek, 25 kwietnia 2011

gramy w Haciendę!

Chłopak zaczyna grywać już w bardzo dorosłe tytuły - wczoraj nauczyłem go Haciendy i chwilowo wydaje się zafascynowany. No fajnie, bo gra przednia, absolutnie I liga abstrakcyjnych eurogier. Fakt że mu się spodobała cieszy mnie tym bardziej, że dzięki niej będzie mieć szybką potrzebę nauczenia się poprawnego liczenia/podliczania (no i ma po co uczyć się rozliczania transakcji: wypłacić, rozmienić, wydać resztę - do tej pory to leżało, teraz jest powód żeby się nauczyć).

Mam podstawową wątpliwość dotyczącą tego jak go uczyć. Niby opowiedziałem mu reguły, ale złapałem się później na tym że uczę go już elementów strategii: wtedy blokujesz, wtedy kupujesz, zamykasz dostęp do rynku, podkupujesz zwierzęta przeciwnikowi... No i nie wiem czy dobrze robię. Ewidentnie widać że to chwyta i stosuje, ale nie wiem czy nie zabieram mu radości z odkrywania czegoś samemu. Pytanie tylko, do jakiego stopnia taką "radość" może mieć jedynie osoba dorosła/dojrzała, a do jakiego dziecku chodzi o to, żeby się dobrze bawić i żeby wygrać. No zobaczę w przyszłości.

Dodatkowo syn mnie podbudował elementami "szerszego spojrzenia" i jakiejś takiej bardzo ogólnej analizy. Otóż zauważył że Seeland i Hacienda są do siebie jakoś tak trochę podobne. Nie potrafił tego nazwać, ale mówił że jakoś jedna przypomina mu drugą. Zrobiło to na mnie wrażenie, bo obie te gry są autorstwa Wolfganga Kramera. I wcale nie są do siebie podobne, ale pewien Kramerowy sznyt na nich niewątpliwie występuje, co Młody wyłowił. Moja krew :) Aż mnie kusi, żeby zobaczyć czy ręki Kramera dopatrzy się w Cavum (a widać ją tam bardziej, ale na to poczekam trochę - niech się nacieszy możliwościami Haciendy).

czwartek, 14 kwietnia 2011

młodego rozważania po religii

//młody idzie pod prysznic i chlipie
- co się dzieje?
- tata, a ksiondz powiedział, ze jak sie pokazuje tseci palec to jest gZech, a to chyba nie jest gZech
//tata skonsternowany
- a ty pokazujesz trzeci palec?
- no jak lice: jeden, dwa, tsy...

ROTFL :)

niedziela, 13 lutego 2011

Młody recenzuje grę

Młody nagrał swoją pierwsza recenzję. Dużo było z tym walki, nie wyszło do końca tak jak sobie wyobrażałem, ale co tam :) Inna rzecz, czy ktokolwiek kto nie wie o co chodzi będzie w stanie zrozumieć OCB. Ale od czegoś trzeba zacząć przecież.

poniedziałek, 17 stycznia 2011

Floydzi wracają

Trochę muzyki postanowiłem ostatni posłuchać. Głównie powróciłem do Floydow i to tych wcale nie najpopularniejszych. Niesamowitą sprawą jest rodzaj pamięci dźwiękowej, jakiej doświadczam. To są płyty, których nie słuchałem po kilkanaście lat (na pewno tyle nie słuchałem "The Final Cut", "A Momentary Lapse Of Reason" czy "Atom Heart Mother"), nie potrafiłbym powiedzieć jaki był program danej płyty, ale kiedy jej słucham, wiem jaki będzie następny utwór (ale przed słuchaniem bym nie wiedział).

Bardzo muzycznie zestarzała się dla mnie "The Wall". Niby słucham, niby jest fajne, ale jakoś to nie to. Nie wiem czego brakuje - chyba prostoty. A może mam to po prostu zbyt oklepane? Od dwóch płyt nie mogę się za to opędzić: "Animals" (moim zdaniem najlepsza płyta PF) i Watersa "Amused To Death". Watersem to jestem już prawie zahipnotyzowany. Potrafię słuchać tej płyty w kółko, a im więcej słucham, tym bardziej chcę dalej. Świetne muzycznie, tekstowo i - jakby to ująć - całościowa wymowa płyty bardzo aktualna. Wcześniej ją znałem, ale jakoś nie robiła na mnie takiego wrażenia. Cóż, czasami coś musi trafić na swój czas. Dla mnie czas "Amused" nadszedł teraz.



wtorek, 11 stycznia 2011

dobra księgarnia internetowa

Od jakiegoś czasu sporo kupuję (no i czytam) sporo książek ze Znaku. Jestem pod wrażeniem jakości działania ich księgarni internetowej. Jest naprawdę fajnie, super że takie takie miejsca są w polskim necie.

Po pierwsze, świetna (z punktu widzenia klienta) polityka cenowa. Nawet nowe książki wystawiane są z dużymi rabatami. Fajnie że ludzie stamtąd rozumieją, że właśnie kiedy książka jest nowa, trzeba na nią obniżyć cenę. Kiedy pracowałem jeszcze w branży wydawniczej i zajmowałem się księgarnią internetową pewnego wydawnictwa, z tym właśnie był największy problem (znaczącym obniżeniu ceny na początku). Do tego Znak regularnie oferuje zestawy książek przecenionych (ale nie szrotów) o podobnej tematyce, do kupienia razem z nowością. Brawo!

Po drugie, regularne informowanie o nowościach. Nie jest nachalnie, jest akurat tyle, ile potrzeba. Świetnym pomysłem jest umieszczanie dodatkowego kodu rabatowego w tych mailach. Kod jest w każdym, ale jest fajnie prezentowany (na końcu) - kto ma znaleźć, ten znajdzie. Co najlepsze, z tego co zauważyłem (i kilkakrotnie korzystałem) rabaty się sumują i jeśli poskłada się kilka większych, oszczędność cenowa jest bardzo duża (rzędu kilkudziesięciu procent).

Po trzecie, bardzo sensowna obsługa klienta. Nie wiem jak wygląda to przez telefon bo nie dzwoniłem, ale kiedy ostatnio znalazłem egzemplarz książki z brakującymi stronami, na mojego maila z pytaniem co zrobić jeśli nie mam już faktury (a książkę kupiłem kilka miesięcy temu) dostałem odpowiedź: wysyłamy Panu poprawny egzemplarz, proszę nie odsyłać wadliwego. Bosko! To jest obsługa na poziomie, do którego przyzwyczaił mnie amazon - żadnego kwękania itp. Jest problem? Rozwiązujemy go.

Po czwarte, wiem co kupuję. Są fragmenty do czytania, w książkach dla dzieci do posłuchania. Rewelacja!

Nie wiem jak było wcześniej, ale taką politykę prowadzi Znak od 1,5 roku około (tzn. ja wtedy zauważyłem). Na tle lekko samobójczych działań merlina (koszty przesyłek, sposób traktowania klientów, dostepność towarów, polityka cenowa) jest to pełen odlot. Rozumiem że jest to księgarnia własna, że marża inna, że można tak działać. Wszystko to wiem. I dlatego regularnie wybieram Znak. W przypadku innych wydawnictw (niestety) wybieram merlina, bo jest mi wygodniej, a o 2-3 PLN lepsza cena u wydawcy nie satysfakcjonuje mnie jeśli nie mogę zapłacić kartą albo mogę zamówić tylko przez Pocztę Polską (śmiech na sali). Ile to już merlin stracił na mnie kasy, to głowa mała :) Jedyne co mogliby poprawić, to sam sajt, bo teraz jest trochę staro i momentami niewygodnie.

poniedziałek, 10 stycznia 2011

dialogi (1)

- tata, nudzi mi się
- zagraj sobie w coś
- dobra. ale na komputeZe, telefonie czy NORMALNIE?

Kochany synek :)

niedziela, 9 stycznia 2011

kolejka na drugi raz

Jakoś ostatnio dotarło do mnie, że jest sporo "rzeczy" (żeby nie powiedzieć "dzieł"), z którym obcowałem tylko jeden raz. Niby nic dziwnego, bo wiele rzeczy robi się tylko raz, ale chodzi mi o takie, przy których ten jeden raz to za mało. Książki, które powinienem przeczytać drugi raz, a jeszcze tego nie zrobiłem, filmy, gry. No parę tego jest. I tak postanowiłem sobie stworzyć taką listę "oczekujących na drugi raz"

Boska komedia
Czarodziejska góra
Ulysses
Baudolino
Mahabharatha
Mistrz i Małgorzata
Neuromancer
Gargantua i Pantagruel
Uczta (Platon)

Może w ramach postanowień noworocznych dam sobie to szczęście przeczytam je po raz drugi?

sobota, 8 stycznia 2011

planszowe przyspieszenie

Miało być dzisiaj wreszcie porządne granie, ale czynniki zewnętrzne sprawiły, że nie było. Młodego szkoda, bo bardzo się na dzisiaj nastawiał - wczoraj uczyłem się grać w Inca Empire i Młody dzielnie sekundował, a nawet "grał" jednym kolorem. Na dzisiaj byliśmy umówieni, że (a) pomoże mi rozłożyć Inków przed przyjściem Ali i Krzyśka, (b) w trakcie gry będzie obsługiwał bank - zarządzał dobrami, przesuwał pionki na planszy itp. No i biedakowi nie wyszło, zresztą kolejny raz z rzędu. Swoją drogą, ci Inkowie mu się spodobali na tyle, że dzisiaj wieczorem mnie męczył, żeby to z nim zagrać.

A nie zagrałem w Inków, bo wczoraj późnym wieczorem rozczaiłem Merkatora. Bardzo pozytywnie zaskoczony jestem. W recenzjach ludzie raczej po tym jechali lekko. W wersji solo jest fajne (bo tylko solo na razie grałem), trochę lepsze (znaczy mi się bardziej podobało) niż At the Gates of Loyang, bo krótsze. Ciekawe jestem, jak się w to będzie grało w kilka osób. Mimo że to typowa eurogra, ja jakoś podłapałem klimat. Dodatkowo mechanika jest niezła, a kilka pomysłów - świetnych. Ciekawie też Merkator wygląda. Kiedyś pewnie się na nim wyżyję :)

Teraz jestem w trakcie czytania reguł go Rio de la Plata (z Essen 2010) i Egizii - podobno najlepszej gry Essen 2009 (tak przynajmniej twierdzą ci, którzy ją kupili... ale oni zawsze racjonalizują swoje wybory;)

Ostatnio naumiałem się więc: Troyes, Inca Empire i Merkator, w trakcie są Rio i Egizia, a w kolejce czekają Furstenfeld, Liberte i De Vulgari Eloquentia. BTW, Dante przegrał u mnie z historią Rzymu :)

piątek, 7 stycznia 2011

Dzieci Groznego

Kolejne zbiór reportaży za mną. Odkurzyłem dość długi leżące na półce Dzieci Groznego Asne Seierstad (tak, tej od Księgarza z Kabulu). Zdążyła się zakurzyć, bo jakoś nie miałem ochoty - nie wierzyłem, że ktoś z Europy Zachodniej będzie w stanie napisać o Czeczenii coś sensownego. Inna sprawa, że jeśli za punkt odniesienia się przyjmę książki Politkowskiej, to nie za bardzo wiadomo co sensownego można na ten temat przeczytać.

Księgarz mi się nie podobał. Historia tam opisana była dla mnie banalna. Ot takie całkowicie oczywiste pojmowanie Afganistanu przez wyzwoloną kobietę z Europy. Nie żebym twierdził, że tam się żyje łatwo, ale w książce brakowało mi próby zrozumienia tamtej kultury. Szczerze mówiąc, uważałem pisanie przez Norweżkę o Czeczenii za rodzaj nadużycia. Chyba jednak się myliłem.

Książka wbrew pozorom nie jest tylko o Czeczenii. Jest GŁÓWNIE o Czeczenii, ale także o Rosji. Jeśli pisze się o dzieciach wojny i to wojny czeczeńskiej, to taka książka nie może być łatwa. I ta taka nie jest. Czytając historie przypadkowych ludzi jest się przytłoczonym ciężarem nieszczęść, które na nich spadły (i nadal spadają). Odniesienie tego do dzieci, jeszcze bardziej potęguje to odczucie. Momentami te historie to koszmary, które wydają się nadawać bardziej na jakiś pokręcony scenariusz, niż na literaturę faktu. Nie chcę tutaj cytować fragmentów, bo byłoby to tanie. Zachęcam jednak do przeczytania i odniesienia się do naszej rzeczywistości - świata ludzi sytych i BEZPIECZNYCH. Czeczeńcy takiej możliwości nie mają. Tak naprawdę książka jest o całkowitym chaosie i o życiu w anarchii. Potwierdza obraz Czeczenii opisywany przez Politkowską.

Unikalne było dla mnie za to, spojrzenie oczami reżimowymi, tzn. z poziomu wycieczki organizowanej do Groznego przez Rosjan. Historie które wyprawia tam Kadyrow są raczej znane dla tych, którzy chcą wiedzieć. Ale skala kultu jednostki i zawłaszczenia społeczeństwa przez tego człowieka jest przerażająca.

Czyli mimo że miałem obawy, książkę polecam. Politkowska to nie jest, Jagielski też nie, ale to ważna rzecz i z ludzkiego punktu widzenia - dobrze ją poznać. Bo trzeba dawać świadectwo, a Seierstad je daje.

środa, 5 stycznia 2011

UX: karta w Troyes

Wydana w 2010 roku gra Troyes jest jedną z piękniejszych jakie widziałem. Broni się także pod względem mechaniki. Grałem w nią dopiero raz, ale już widzę potencjał przed pozostałym rozgrywkami. Jednak mimo perfekcyjności wydania, znalazłem kilka elementów, które w przypadku zmiany - takie mam wrażenie - wpłynęłyby pozytywnie na uczytelnienie/ułatwienie odbioru niektórych elementów gry (czyli po polsku: poprawiłyby ogólny user experience ;) ).

Karty przy użyciu których toczy się gra są bardzo starannie przygotowane: nie jest to jakiś render czy realistyczna próba odwzorowania postaci średniowiecznych (bo w średniowieczu właśnie toczy się gra), ale odręczny rysunek trzymający stylistykę średniowiecza. Jaka kreska! Jaka perspektywa! Poniżej przykład:

źródło: BGG
To co rzuca się w oczy, to wyraźne podkreślenie koloru karty. Generalne w grze karty podzielone są na kilka kolorów (białe, żółte, czerwone, czarne). Patrząc na tę kartę, nie ma wątpliwości, że jest ona żółta. Leżąc na planszy (wśród dziewięciu innych kart) nie będzie wprowadzać gracza w konfuzję.
Poza nazwą na karcie zawarte są jeszcze dodatkowe informacje określające sposób jej wykorzystania. Aby aktywować kartę/skorzystać z niej należy:
  • wybrać do akcji żółte kości,
  • wstawić na kartę (lub tam posiadać) swojego robotnika.
Górny panel (ten z monetą) należy czytać następująco: koszt wstawienia tutaj robotnika to 15 denierów. Na koniec gry, stojący tam robotnik przyniesie 6 lub 5 punktów zwycięstwa (w zależności od tego, na którym polu stoi).

Dolny panel mówi: aktywacja karty rzeźbiarza daje 1 punkt zwycięstwa. Suma oczek na żółtych kościach podzielona przez trzy określa liczbę aktywacji w danej turze. Czyli jeśli suma oczek wynosiła 18 (3 x 6 oczek), to jednorazowo aktywować można rzeźbiarza 6 razy, w więc przyniesie 6 punktów. Gdyby oczek było 11, karta przyniosłaby 3 punkty (zaokrąglenie w dół).

Z mojego punktu widzenia, takie opisanie ma sporo niedoskonałości:
  1. Górny panel jest przeładowany
  2. Brak jest informacji ile osób może korzystać z karty (gra jest zaplanowana dla 2-4 graczy, co dzieje się gdy trzecia osoba chce tutaj wstawić swojego robotnika? Ile zapłaci? Ile dostanie punktów?)
  3. Element graficzny w górnym panelu (strzałka) sugeruje, że za 15 denierów można kupić 6 lub 5 punktów zwycięstwa
  4. Sposób prezentacji elementu kosztu jest niespójny z resztą gry, gdzie koszt opisywany jest symbolicznie poprzez przekreśloną monetę
  5. Dolny panel jest za duży - jego wysokość determinuje sposób przedstawienia mechanizmu wyliczenia aktywacji karty (iloraz sumy na kościach przez trzy). Nie wiem czy jest sens prezentować trzy kości w dolnym panelu, skoro ZAWSZE bierze się pod uwagę ich sumę, a kolor jest określany przez kolor karty. Po co dodawać coś co nie niesie żadnej dodatkowej informacji? Jeśli się poprzegląda fotki na BGG to widać że na prototypie było to rozwiązane właśnie w ten sposób - tylko dzielnik na karcie, bo to wystarcza.
  6. Element strzałki w dolnym panelu zupełnie nie przystaje do swojego charakteru. On nie określa następstwa, tylko powinien sugerować iloczyn. Mówi jasno: podziel sumę przez trzy a przez wynik POMNÓŻ jeden punkt.
  7. Pozioma kreska w dolnym panelu jest kreską ułamkową i sugeruje (słusznie) dzielenie. Na innych kartach zdarza się jej jednak występować w charakterze elementu logicznego (OR).
Najpoważniejsza wada, to zbyt subtelne rozróżnienie (moim zdaniem) kart o wielokrotnego użycia (mały znaczek klepsydry w prawym dolnym rogu). Poza tym zupełnie nie sugerują one mechaniki swojego działania, nieco odmiennego niż w przypadku kart standardowych. 


Podobnie jak w przypadku kart jednorazowych, kolor kości wykorzystywanych do aktywacji karty określa jej kolor. Jednak podzielona suma określa nie ilość aktywacji tej karty w jednej turze, a ilość tur, w trakcie których można z karty korzystać. Wyrzucając 12 na żółtych kostkach i dzieląc przez 3 otrzymujemy 4. Cztery znaczniki swojego koloru umieszcza się na karcie. Po każdej aktywacji kostek czerwonych i wykorzystaniu przy niej tej karty, zdejmuje się jeden znacznik a do sumy oczek czerwonych dodaje się 5.

W odniesieniu do karty tego typu aktualne są moje wcześniejsze uwagi, szczególnie ta dotycząca nadmiarowej informacji w dolnym panelu (suma kości i kolor kości niezbędnych do aktywacji karty).

Reasumując, może się wydawać, że uważam grę za nieużyteczną, jednak wcale tak nie jest. Powyższe uwagi mają charakter lekko "czepialski" ;), bo w Troyes gra się fajnie, karty zniewalają wręcz estetyką i są nad wyraz czytelne, szczególnie jeśli (a) porówna się je do innych gier, (b) weźmie pod uwagę ilość informacji przekazywaną na poszczególnych kartach.

    sobota, 1 stycznia 2011

    na marginesie Rzymu

    Kolejny wieczór spędzony na oglądaniu Rzymu. Ten serial to powrót do mojej historycznej miłości - dziejów Rzymu. Baaaardzo się w tym opuściłem. Właściwie to od czasów studiów nie przeczytałem całości historii jeszcze raz. Co za błąd! W tych dziejach jest wszystko: narodziny, rozkwit, upadek, pokój, wojna. Uwielbiałem to i nadal uwielbiam.

    Brzmi żałośnie, ale w całkiem sporym stopniu czuję się dziedzicem tradycji rzymskiej (tak samo jak greckiej czy chrześcijańskiej). Ciekawe czy można być Europejczykiem odrzucając naleciałości/tradycję Rzymu - śmiem wątpić. Z tym że większość ludzi chyba tego nie docenia albo nie dostrzega, a szkoda.

    A sam serial jest pasjonujący - fantastyczne kino polityczno-historyczne.