czwartek, 23 kwietnia 2009

"Sound of the Universe" by Depeche Mode

Od poniedziałku słucham "Sounds of the Universe" - najnowszego dokonania Depeche Mode. Do czasu "Violator" i "Songs of Faith and Devotion" nie byłem ich wielkim fanem (eufemizm!) - wcześniejsze płyty przytłaczały mnie tym, czego w 80's nie znosiłem najbardziej (swoją drogą to wtedy właśnie były 80's) czyli nadmiarem elektroniki, sztucznym podkladem itp.

Minelo 20 lat i "Sounds of the Universe" daje próki tego, co było wtedy najlepsze, bo przynajmniej dla mnie jest to płyta w dużej części oparta stylistycznie o rozwiązania sprzed ponad 20 lat ("Peace"). Wychodzi to naprawdę dobrze. Nie jest to w żadnym razie płyta odtwórcza - całość brzmi współcześnie, ale jednak starszą sylistykę po prostu czuć. Nie dotyczy to wszystkich utworów - kilka brzmi bardzo współcześnie.

Najbardziej żałuję, że na podstawowe wydanie płyty nie trafiło kilka rzeczy, które ostatecznie znalazły się na bonusowym dysku. A są tam takie perełki jak "Ghost", "Esque" czy "The Sun and the Moon and the Star", które z całości wydawnictwa są zdecydowanie najbardziej kosmiczne.

Jedyne czego mi brakuje na płycie, to czegoś naprawdę agresywnego w rodzaju "I Feel You". Jest do prawda "Wrong" ale liczyłem, żę w podobnej stylistyce znajdzie się coś jeszcze. Cóż, nie można mieć wszystkiego :)

środa, 15 kwietnia 2009

czytajcie hobbita!

Jakieś kilka tygodni temu ktoś zamienił mi starsze dziecko (czytaj: Młodego). Wizualnie wygląda tak jak poprzednio, ale środek mu ani chybi podmienili. A może dostał nową wersję softu?

Z cichego, spokojnego i wiecznie wycofanego dzieciaka zrobił się normalny 4-latek. Opowiada w przedszkolu jakieś dziwaczne historie, zagaduje wychowawczynię, leżakuje (i jeszcze mu się to podoba), śmieje się, od niedawna jeździ na rowerze i jeśli się wywróci to nie płacze, nie stroi fochów itd. Po prostu wszystko zupełnie inaczej niż było - kompletnie odwrotnie.

Co ciekawe, zbiegło się to w czasie z czytaniem "Hobbita". Przez kilka tygodni strona po stronie do snu miał czytanego Tolkiena i jestem przekonany, że zmiana która w Młodym nastąpiła jest wynikiem jego utożsamienia się z postacią Bilba. On był taki jak Bilbo - cichy, spokojny, ceniący przede wszystkim prywatność, strachliwy... Ale w trakcie wyprawy Bilbo nabył wielu cech: zaczął posiadać własne zdanie, w swojej strachliwości był odważny, mimo strachu wypełniał swoje obowiązki względem przyjaciół. Krótko mówiąc - zmienił się. Powiedziałbym, że przeszedł inicjację.

Przy okazji przeszliśmy z Młodym poważne rozważania na bardzo poważne tematy. Co znaczy zginąć? Dlaczego ludzie umieraja? Dlaczego inni są smutni kiedy ktoś umiera? Czy każda walka/wojna jest zła? Czy można być dobrym złodziejem? Naprawdę rewelacja...

Kilka tygodni temu był w "Gazecie" świetny tekst Eichelbergera "Piotruś Pan. Epidemia". Kluczowe są wnioski - mężczyźni (nawet mali) potrzebują inicjacji i nie ma dobrej alternatywy dla inicjacji wojowniczej. Jakbym czytał Eliadego i jego rozważania o zaniku procesów inicjacyjnych we współczesnych społeczeństwach oraz zaspokajaniu jej przez "świadczenia ekwiwalentne" (czy jakoś tak).

Zaprawdę, powiadam wam, czytajcie "Hobbita". My teraz czytamy "Władcę Pierścieni".

czwartek, 9 kwietnia 2009

sounds of universe / wrong

Jeszcze półtora tygodnia do premiery najnowszej płyty Depeche Mode "Sounds of Universe". Oprócz już dobrze przesłuchanego U2, to najważniejsza dla mnie premiera tego roku. Póki co jestem pod wrażeniem singla "Wrong". Brzmi rewelacyjnie i porusza jak "I Feel You" czy "In Your Room" z najlepszego moim zdaniem albumu - "Songs of Faith and Devotion".

No i niesamowite, klimatyczne video... rewelacja. Mam nadzieję, że reszta albumu będzie równie dynamiczna i ekspersyjna.