niedziela, 5 września 2010

urlop: dzień pierwszy

W wawie rano świeciło słonko i było pięknie. Około Radomia zaczęło się robić gorzej, a od Kielc zaczęło padać. Od Tarnowa lało juz masakrycznie i to do samych Izb. Teraz jakby przestało, co w sumie jest dość pozytywnym objawem, jeśli się weźmie pod uwagę, że przyjechałem tutaj trochę pojeździć.

Tuż po przyjeździe sytuacja pogodowa wyglądała tak:

Żeby nie było lekko, to po czerwcowej powodzi brakuje kilku mostów. Chociaż "brakuje" nie jest odpowiednim słowem, bo mosty stoją... za to zniknęły drogi dojazdowe do nich. No, ale trzeba było dojechać, a woda wydawała się (a) niezbyt głeboka (b) stosunkowo wolno płynąca. Myślę, że w ciągu kilku dni strzelę jakieś okolicznościowe fotki. Dzisiaj też po 6 godzinach jazdy, w tym trzech regularnych dużych rower się nieco "umył". Po "myciu" trzeba go było nasmarować (chwalmy Pana, że zdecydowałem się zabrać smar do warunków mokrych.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

http://pl.wikisource.org/wiki/Chwa%C5%82a_Bogu_w_wysoko%C5%9Bci