niedziela, 26 grudnia 2010

Jagielski: król reportażu

Jestem świeżo po lekturze ostatniej (chociaż sprzed prawie dwóch lat) książki Jagielskiego. Nie ukrywam, że od czasu Modlitwy o deszcz i Dobrego miejsca do umierania jestem fanem tego gościa. Żeby nie było: Wieże z kamienia też mi się podobały, ale tamte dwie - bardziej.

Do Nocnych wędrowców podchodziłem długo, chociaż książkę miałem od dnia premiery. Ja tak niestety mam, że jeśli ktoś wcześniej stworzył coś na wysokim poziomie, to trochę boję się brać do ręki nowych rzeczy. Dotyczy to gier, muzy, książek no, zasadniczo wszystkiego. Bo wcześniej było świetnie, ale jak będzie teraz? Jagielski więc czekał. Czekał także dlatego, że Afryka to dla mnie zupełnie terra incognita (więc wręcz idealnie, że książka ukazała się w tej właśnie serii). Kaukaz, Bliski Wschód i Azję Środkową uwielbiam i raczej ogarniam, ale Afryki zupełnie nie. W końcu jednak postanowiłem się zmierzyć z tematem i zostałem oczarowany.

W jednym zdaniu, to kolejna fantastyczna książka Jagielskiego. Niby opowiada o ugandyjskich dzieciach-partyzantach, ale tak naprawdę jest (a przynajmniej dla mnie była) niesamowitym spojrzeniem na dzieje Afryki Środkowo-Wschodniej na przestrzeni ostatnich 20 lat. Bo jest tam (a jakże inaczej) o Aminie, szerzej znanym młodszej publiczności z filmu Ostatni król Szkocji, jest o konfliktach w Kongu, o Czadzie, Sudanie, Kenji. Jest opisanie świata, ale opisanie z punktu widzenia ludzi i przez ludzi. To nie jest podręcznik, to reportaż w najlepszym wydaniu. Momentami trochę magiczny i bardzo klimatyczny, szczególnie w częściach gdzie Jagielski pisze o duchach (a raczej - Duchach). Na początku wydaje się to śmieszne i trochę groteskowe, ale później - przestaje. Książka się kończy, a pytania pozostają. W sumie bardzo wiele pytań, głównie smutnych. Wnioski do których się dochodzi, także nie napawają optymizmem. To inny świat, wcale nie gorszy niż nasz, ale jakby zapomniany. Dopiero czytając takie książki jak ta, czy Druga wojna czeczeńska Anny Politkowskiej, można docenić gdzie mieszkamy i jakie niewiarygodne szczęście mamy, że żyjemy tu i teraz.

Osobną rzeczą jest to, jak Jagielski pisze. Nigdy nie byłem wielkim fanem Kapuścińskiego (i to wcale nie dlatego, że ktoś mu coś tam wynalazł w życiorysie - po prostu nie leżał mi do końca styl jego pisania), za to Jagielski za każdym razem utwierdza mnie w przekonaniu, że w Polsce nie ma obecnie równych. Pięknie wszystko opisuje. Ta proza ma smak i rytm, sama zwalnia i przyspiesza wtedy kiedy trzeba. Tej książki nie warto czytać w jeden wieczór, chociaż niewątpliwie się da, bo napisana jest świetnie. Lepiej dać się na kilka dni zawładnąć tamtemu klimatowi, samotności dusznych wieczorów i krainie Duchów. I smutkowi, bo to będą smutne wieczory.

Brak komentarzy: